Trwające na giełdzie wzrosty dawno nie były tak "znienawidzone" jak obecnie. Z jednej strony mamy kryzys gospodarczy, a z drugiej rekordowe poziomy na indeksach giełdowych, przy tym indeksy giełdowe powinny przecież odzwierciedlać realny obraz gospodarczy... Nie dziwi więc, że wielu inwestorów, którzy zajmują się fundamentalną wyceną rynku, mają z obecnymi wzrostami problem. Wiadomo, że rynek wycenia przyszłość, jednak przy niektórych wycenach wygląda jakby już osiągane wyniki z przyszłego wieku wyceniano...
Osoby, które regularnie czytają mojego bloga wiedzą, że preferuję kupować "siłę", tzn. spółki, które w stosunku do rynku utrzymują przewagę. Takim podejściem siłą rzeczy koncentruję się na firmach, które według klasycznych mierników wyceny uznać można za drogie. Jak więc pogodzić takie podejście z nabywaniem akcji, które w wyniku tej wysokiej wyceny nie przyniosą zarazem ryzyko ponadprzeciętnie głębokiego obsunięcia?
Obecnie hossę napędzają głównie tzw. spółki "big tech" w którego skład wchodzą Amazon, Apple, Microsoft, Facebook, Tesla, Nvidia, Netflix i Google. Szczególnie AAPL, NVDA oraz TSLA dawały ostatnio dużo powodów do radości i te firmy w wycenie notują dzisiaj na bardzo wysokich poziomach. Pozostałe akcje również uznać można za drogie, jednak patrząc na wzrost wyników finansowych i tempo rosnących zysków można wycenę tą jeszcze jakoś usprawiedliwić.
Wycena akcji porusza się w kanale i kiedy cena akcji rośnie szybciej niż jej wyniki finansowe, wtedy stają się one "drogie". Jednak gdy kurs akcji rośnie wolniej niż wyniki finansowe, wtedy pod względem wyceny akcje stają się coraz tańsze. Warto jeszcze zaznaczyć, że nie każdą firmę można wyceniać w ten sam sposób - wycena spółek typu "growth" jest inna niż spółek typu "value", to samo z akcjami dywidendowymi, akcjami z sektora wydobywczego itd. Dlatego ważne jest aby wcześniej poprawnie określić z jakiego rodzaju firmą w ogóle mamy do czynienia.