Mimo pandemii, kwarantann i największego bezrobocia od wielu dziesięcioleci, amerykańskie indeksy giełdowe znają tylko jeden kierunek - do góry. Rośnie przekonanie, że rynki finansowe totalnie "odkapslowały" się od realnej gospodarki, a głównym motorem napędowym niby są "drobni inwestorzy", którzy w swojej niewiedzy "pchają rynek do góry"...
Podczas pierwszego kwartału odnotowano rekordową liczbę nowych otwarć kont maklerskich. Szczególnie dużym sukcesem cieszy się broker Robinhood, który brakiem prowizji przyciągnął wielu młodych inwestorów, a kiedy firma oferuje coś za darmo, to oznacza, że produktem jest klient. Klient tego brokera przejmuje rolę dostarczyciela płynności - tzn. broker sprzedaje ruch klientów market makerowi (nie mylić z market makerem z forex), który następnie za zwiększony obrót otrzymuje od giełdy większe zniżki. Do największych tego rodzaju instytucji należą m.in. Citadel Securities, Goldenberg Hehmeyer, Winterflood Securities itd.
W taki o to sposób trading staje się również dla prywatnego inwestora bardzo atrakcyjny, a to powoduje, że zainteresowanie rynkami finansowymi rośnie. Tym samym na rynek wpływa nowy kapitał, który powoduje wzrost wyceny rynków. STOP!
Ta bardzo często przytoczona argumentacja zgodnie z którą prywatni inwestorzy windują ceny akcji do góry jest niepoprawna! Odsetek drobnych inwestorów w świecie rynków finansowych jest dla dużych spółek praktycznie nieodczuwalny. Przy tym rynek tworzą właśnie te duże firmy - kapitalizacja 100 największych spółek odpowiedzialna jest za ok. 50% łącznej kapitalizacji wszystkich firm na świecie! Jeśli więc drobni inwestorzy mieliby "ruszać" rynkiem to musieliby koncentrować swoje inwestycje w te największe firmy...
Kapitał przeciętnego prywatnego inwestora jest bardzo mały, a spółki w które taki inwestor się najczęściej angażuje zaliczać można do "tych z drugiego rzędu". Drugiego rzędu pod względem "jakości" i kapitalizacji. Poniżej tabela najpopularniejszych akcji u jednego z największych brokerów na świecie dla drobnych inwestorów, Robinhood:
Dla uświadomienia w jakie spółki ten przeciętny inwestor się angażuje, poniżej zestawienie stóp zwrotu w ujęciu year-to-date:
Zapytam zatem ironicznie: czy oby na pewno to drobnym inwestorom możemy zawdzięczać rajd na giełdach? Spółki te zaliczać można do słabych, ich wpływ na rynek wraz ze spadającą ceną maleje (i wraz ze spadającą ceną niestety rośnie zainteresowanie tymi akcjami od strony prywatnych inwestorów). Dlatego teza, w której napływ kapitału od strony drobnych inwestorów powoduje, że giełdy rosną, jest po prostu błędna.
Giełdy w Stanach rosną, a prywatni inwestorzy tracą, czyli tak naprawdę nic się nie zmieniło - nożyce pomiędzy klasą średnią a wyższą dalej się rozszerzają. Dla potwierdzenia mojej tezy można dodatkowo zestawić dzienny obrót do liczby osób posiadających udziały w danej spółce. Dla przykładu: Tesla która w ujęciu year-to-date wzrosła o niesamowite 262% na zestawieniu najbardziej popularnych akcji wśród "Robinhooderów" znajduje się dopiero na dziesiątym miejscu - w sumie 480 604 osób jest w posiadaniu tych akcji. Natomiast dzienny obrót akcjami tej spółki wyniósł na ostatniej sesji blisko 15 mld. $, a to oznacza, że prywatny inwestor musiałby być w posiadaniu udziałów o wartości przekraczające 30 000 $. Inny przykład: Nvidia, która w kursie akcji od początku roku wzrosła o 77%, jej obrót na ostatniej sesji wyniósł 3,2 mld. $, a liczba "Robinhooderów" którzy są w posiadaniu tych akcji wynosi zaledwie 139 217 osób. Czyli przeciętny prywatny inwestor musiałby posiadać akcje spółki o wartości ok. 23 000 $, żeby tylko pokryć dzienny obrót. W rzeczywistości przeciętny klient tego brokera wpłacone na konto ma zaledwie kilka tysięcy i obraca kwotami nieprzekraczającymi tysiąca dolarów.
Jeśli więc duży napływ "świeżej" gotówki od prywatnych osób nie powoduje wzrostów na akcjach, to kto za ten wzrost jest odpowiedzialny?
Odpowiedź jest prosta: instytucje finansowe, które w wyniku działań banków centralnych nie mają lepszych alternatyw niż lokowanie pieniędzy w klasach o podwyższonym ryzyku, czyli w akcjach.
Czy powoduje to, że tworzy nam się bańka?
To, że giełda w USA jest "droga" czytam już od dobrych dziesięciu lat i mimo tego akcje dalej rosną. Wycena amerykańskiego rynku jest bardzo wysoka - to trzeba przyznać. Jednak do bańki mamy jeszcze daleko. Słowo bańka przywoływane jest zazwyczaj od osób, które w tych wzrostach nie uczestniczą i skoro w nich nie uczestniczą to trzeba znaleźć argument dlaczego. Bańka kojarzy się negatywnie, więc przy argumentacji o "dmuchaniu nowej bańki" pojawia się psychologiczne wytłumaczenie, które usprawiedliwia własne ego do tego aby w tych wzrostach nie uczestniczyć - w myśl "jestem mądrzejszy od tłumu i nie pakuję się w fundamentalnie nieracjonalny rynek". Takim sposobem inwestora ominąć może świetna okazja do zarobienia kilku groszy.
Patrząc na poszczególne spółki - zdecydowana większość akcji odpowiedzialnych za wzrosty na giełdach, odnotowuje rosnące zyski. Wycena tych spółek porusza się w kanale, który raz wyznacza wycenę na wysokim, a raz na niskim poziomie. Obecnie znajdujemy się na górnym ograniczeniu tego kanału, co oznacza, że teraz rynki wycenione są ponadprzeciętnie wysoko. W niektórych przypadkach (Apple, Tesla) wycena ta osiąga już skrajne wartości, jednak nie odnosi się to do masy spółek, które w połączeniu miałby tworzyć bańkę.
Dlatego dokonując inwestycji należy selektywnie wybierać, w które spółki chcemy się w tym momencie zaangażować na dłuższy okres. Czy aktualna bardzo wysoka wycena Tesli będzie w przyszłości uzasadniona, tego dzisiaj nie jesteśmy w stanie określić - na razie rynek rozgrywa scenariusz, w którym ta wycena będzie w przyszłości usprawiedliwiona. Podobne historie mieliśmy na akcjach Amazona, która jeszcze w 2015 roku wyceniona była na podobnym poziomie jak dzisiaj Tesla, przy tym Amazon dzisiaj spostrzegany jest jako "pewniak inwestycyjny".
Dla osób, które chcą dowiedzieć się więcej odnośnie baniek spekulacyjnych, gorąco polecę książkę "Niezwykłe złudzenia i szaleństwa tłumów" - klikając na tytuł/zdjęcie przejdziesz do sklepu w którym książkę możesz kupić.
Również trzeba pamiętać, że wiecznie zmieniające się otoczenie wpływa na sposób wyceny przyszłości. Sposób spostrzegania rynków finansowych ciągle się zmienia. Poniżej krótkie zestawienie w jaki sposób inwestowano w przeszłości:
1910-1920 - inwestowało się głównie w obligacje, akcje były wysoko spekulacyjnym instrumentem finansowym (podobnie jak dzisiaj kryptowaluty).
1930-1940 - B. Graham "spopularyzował" inwestowanie w akcje, w którym wycena opierała się głównie na cenie do wartości księgowej. Gdy wskaźnik ten znajdował się poniżej jednego, akcje spostrzegane były jako "atrakcyjne do inwestycji", wszystko powyżej jednego to wysoko spekulacyjne inwestycje. Obecnie taka strategia to inwestycja w akcje z dużymi problemami fundamentalnymi.
Po drugiej wojnie światowej, aż do lat 50 XX wieku, najbardziej popularną strategią, było inwestowanie dywidendowe. Okres ten zapoczątkował politykę podwyższania wypłaty dywidendy - najstarsze nieprzerwane podwyżki sięgają właśnie tamten okres.
1960-1980 - inwestowano najwięcej w spółki z wysokim wskaźnikiem wzrostu zysku.
1980-1990 - najważniejszym wskaźnikiem był przypływ pieniężny (cashflow).
2000-2010 - przypływ pieniężny na zainwestowany kapitał.
2010-dzisiaj - najważniejszym wskaźnikiem jest wzrost obrotu jako wyznacznik tempa rozwoju firmy.
Mierzenie tempa rozwoju przy pomocy wzrostu obrotów powoduje, że największym zainteresowaniem cieszą się spółki typu growth. Dodatkowo niskie stopy procentowe powodują, że pozyskiwanie kapitału obcego jest niezwykle proste i właśnie przez to tworzy się zagrożenie do tego, że będzie się tworzyć nowa bańka. Oznacza to, że jeśli chcemy doszukiwać się baniek, to powinniśmy robić to właśnie w akcjach silnie rozwijających się - wyceny niektórych spółek są przeogromne. Więcej odnośnie trwającej przewagi spółek typu growth nad value opisałem w tym wpisie: "Czy cykl się zmieni? W które spółki inwestować?"
Mimo tego spółki silnie rozwijające się nie należy spostrzegać jako zagrożenie - tak długo jak one rosną, tak długo my inwestorzy możemy na tym zarabiać. Wiele razy podkreślałem aby wykorzystywać obecną sytuację i nie próbować prognozować jakie zmiany w przyszłości zobaczymy. Inwestując teraz korzystamy na obecnym scenariuszu inwestycyjnym, kiedy ten scenariusz zacznie się zmieniać, dopiero wtedy staramy się dostosować do nowych warunków.
Reasumując: większość drobnych inwestorów angażuje się w totalnie złe spółki i ich realny wpływ na rynek jest dużo mniejszy niż wiele osób to sugeruje. Drobni inwestorzy windują jedynie ceny małych spółek do góry, jednak te małe spółki nie mają tak dużego wpływu na indeksy, tym samym wzrosty na indeksach nie zawdzięczamy prywatnym inwestorom tylko instytucjom finansowym.
Jeśli zauważyłeś/aś, że jesteś w posiadaniu spółek najchętniej kupowanych przez prywatnych inwestorów i Twoja stopa zwrotu z inwestycji nie jest wystarczająco satysfakcjonująca, to zachęcam się dokształcić - polecić mogę swoją książkę: "Giełda, inwestycje, trading" (klikając na tytuł przejdziesz do sklepu w którym książkę możesz kupić). Również polecić mogę Tobie darmowy e-book przygotowany przez LYNX Broker (klikając na poniższy baner przejdziesz do strony, gdzie e-book możesz pobrać):
Przypomnę również o tym, że jeśli przy rejestracji powołasz się na mój blog, wpisując w miejsce kuponu "pamietnikgieldowy" otrzymasz 50$ zwrotu prowizji od transakcji:
Podczas pierwszego kwartału odnotowano rekordową liczbę nowych otwarć kont maklerskich. Szczególnie dużym sukcesem cieszy się broker Robinhood, który brakiem prowizji przyciągnął wielu młodych inwestorów, a kiedy firma oferuje coś za darmo, to oznacza, że produktem jest klient. Klient tego brokera przejmuje rolę dostarczyciela płynności - tzn. broker sprzedaje ruch klientów market makerowi (nie mylić z market makerem z forex), który następnie za zwiększony obrót otrzymuje od giełdy większe zniżki. Do największych tego rodzaju instytucji należą m.in. Citadel Securities, Goldenberg Hehmeyer, Winterflood Securities itd.
W taki o to sposób trading staje się również dla prywatnego inwestora bardzo atrakcyjny, a to powoduje, że zainteresowanie rynkami finansowymi rośnie. Tym samym na rynek wpływa nowy kapitał, który powoduje wzrost wyceny rynków. STOP!
Ta bardzo często przytoczona argumentacja zgodnie z którą prywatni inwestorzy windują ceny akcji do góry jest niepoprawna! Odsetek drobnych inwestorów w świecie rynków finansowych jest dla dużych spółek praktycznie nieodczuwalny. Przy tym rynek tworzą właśnie te duże firmy - kapitalizacja 100 największych spółek odpowiedzialna jest za ok. 50% łącznej kapitalizacji wszystkich firm na świecie! Jeśli więc drobni inwestorzy mieliby "ruszać" rynkiem to musieliby koncentrować swoje inwestycje w te największe firmy...
Kapitał przeciętnego prywatnego inwestora jest bardzo mały, a spółki w które taki inwestor się najczęściej angażuje zaliczać można do "tych z drugiego rzędu". Drugiego rzędu pod względem "jakości" i kapitalizacji. Poniżej tabela najpopularniejszych akcji u jednego z największych brokerów na świecie dla drobnych inwestorów, Robinhood:
Dla uświadomienia w jakie spółki ten przeciętny inwestor się angażuje, poniżej zestawienie stóp zwrotu w ujęciu year-to-date:
- Ford Motor Company -30,45%
- General Electric -38,20%
- American Airlines -59,51%
- The Walt Disney Company -17,96%
- Delta Air Lines -55,04%
Zapytam zatem ironicznie: czy oby na pewno to drobnym inwestorom możemy zawdzięczać rajd na giełdach? Spółki te zaliczać można do słabych, ich wpływ na rynek wraz ze spadającą ceną maleje (i wraz ze spadającą ceną niestety rośnie zainteresowanie tymi akcjami od strony prywatnych inwestorów). Dlatego teza, w której napływ kapitału od strony drobnych inwestorów powoduje, że giełdy rosną, jest po prostu błędna.
Giełdy w Stanach rosną, a prywatni inwestorzy tracą, czyli tak naprawdę nic się nie zmieniło - nożyce pomiędzy klasą średnią a wyższą dalej się rozszerzają. Dla potwierdzenia mojej tezy można dodatkowo zestawić dzienny obrót do liczby osób posiadających udziały w danej spółce. Dla przykładu: Tesla która w ujęciu year-to-date wzrosła o niesamowite 262% na zestawieniu najbardziej popularnych akcji wśród "Robinhooderów" znajduje się dopiero na dziesiątym miejscu - w sumie 480 604 osób jest w posiadaniu tych akcji. Natomiast dzienny obrót akcjami tej spółki wyniósł na ostatniej sesji blisko 15 mld. $, a to oznacza, że prywatny inwestor musiałby być w posiadaniu udziałów o wartości przekraczające 30 000 $. Inny przykład: Nvidia, która w kursie akcji od początku roku wzrosła o 77%, jej obrót na ostatniej sesji wyniósł 3,2 mld. $, a liczba "Robinhooderów" którzy są w posiadaniu tych akcji wynosi zaledwie 139 217 osób. Czyli przeciętny prywatny inwestor musiałby posiadać akcje spółki o wartości ok. 23 000 $, żeby tylko pokryć dzienny obrót. W rzeczywistości przeciętny klient tego brokera wpłacone na konto ma zaledwie kilka tysięcy i obraca kwotami nieprzekraczającymi tysiąca dolarów.
Jeśli więc duży napływ "świeżej" gotówki od prywatnych osób nie powoduje wzrostów na akcjach, to kto za ten wzrost jest odpowiedzialny?
Odpowiedź jest prosta: instytucje finansowe, które w wyniku działań banków centralnych nie mają lepszych alternatyw niż lokowanie pieniędzy w klasach o podwyższonym ryzyku, czyli w akcjach.
Czy powoduje to, że tworzy nam się bańka?
To, że giełda w USA jest "droga" czytam już od dobrych dziesięciu lat i mimo tego akcje dalej rosną. Wycena amerykańskiego rynku jest bardzo wysoka - to trzeba przyznać. Jednak do bańki mamy jeszcze daleko. Słowo bańka przywoływane jest zazwyczaj od osób, które w tych wzrostach nie uczestniczą i skoro w nich nie uczestniczą to trzeba znaleźć argument dlaczego. Bańka kojarzy się negatywnie, więc przy argumentacji o "dmuchaniu nowej bańki" pojawia się psychologiczne wytłumaczenie, które usprawiedliwia własne ego do tego aby w tych wzrostach nie uczestniczyć - w myśl "jestem mądrzejszy od tłumu i nie pakuję się w fundamentalnie nieracjonalny rynek". Takim sposobem inwestora ominąć może świetna okazja do zarobienia kilku groszy.
Patrząc na poszczególne spółki - zdecydowana większość akcji odpowiedzialnych za wzrosty na giełdach, odnotowuje rosnące zyski. Wycena tych spółek porusza się w kanale, który raz wyznacza wycenę na wysokim, a raz na niskim poziomie. Obecnie znajdujemy się na górnym ograniczeniu tego kanału, co oznacza, że teraz rynki wycenione są ponadprzeciętnie wysoko. W niektórych przypadkach (Apple, Tesla) wycena ta osiąga już skrajne wartości, jednak nie odnosi się to do masy spółek, które w połączeniu miałby tworzyć bańkę.
Dlatego dokonując inwestycji należy selektywnie wybierać, w które spółki chcemy się w tym momencie zaangażować na dłuższy okres. Czy aktualna bardzo wysoka wycena Tesli będzie w przyszłości uzasadniona, tego dzisiaj nie jesteśmy w stanie określić - na razie rynek rozgrywa scenariusz, w którym ta wycena będzie w przyszłości usprawiedliwiona. Podobne historie mieliśmy na akcjach Amazona, która jeszcze w 2015 roku wyceniona była na podobnym poziomie jak dzisiaj Tesla, przy tym Amazon dzisiaj spostrzegany jest jako "pewniak inwestycyjny".
Dla osób, które chcą dowiedzieć się więcej odnośnie baniek spekulacyjnych, gorąco polecę książkę "Niezwykłe złudzenia i szaleństwa tłumów" - klikając na tytuł/zdjęcie przejdziesz do sklepu w którym książkę możesz kupić.
Również trzeba pamiętać, że wiecznie zmieniające się otoczenie wpływa na sposób wyceny przyszłości. Sposób spostrzegania rynków finansowych ciągle się zmienia. Poniżej krótkie zestawienie w jaki sposób inwestowano w przeszłości:
1910-1920 - inwestowało się głównie w obligacje, akcje były wysoko spekulacyjnym instrumentem finansowym (podobnie jak dzisiaj kryptowaluty).
1930-1940 - B. Graham "spopularyzował" inwestowanie w akcje, w którym wycena opierała się głównie na cenie do wartości księgowej. Gdy wskaźnik ten znajdował się poniżej jednego, akcje spostrzegane były jako "atrakcyjne do inwestycji", wszystko powyżej jednego to wysoko spekulacyjne inwestycje. Obecnie taka strategia to inwestycja w akcje z dużymi problemami fundamentalnymi.
Po drugiej wojnie światowej, aż do lat 50 XX wieku, najbardziej popularną strategią, było inwestowanie dywidendowe. Okres ten zapoczątkował politykę podwyższania wypłaty dywidendy - najstarsze nieprzerwane podwyżki sięgają właśnie tamten okres.
1960-1980 - inwestowano najwięcej w spółki z wysokim wskaźnikiem wzrostu zysku.
1980-1990 - najważniejszym wskaźnikiem był przypływ pieniężny (cashflow).
2000-2010 - przypływ pieniężny na zainwestowany kapitał.
2010-dzisiaj - najważniejszym wskaźnikiem jest wzrost obrotu jako wyznacznik tempa rozwoju firmy.
Mierzenie tempa rozwoju przy pomocy wzrostu obrotów powoduje, że największym zainteresowaniem cieszą się spółki typu growth. Dodatkowo niskie stopy procentowe powodują, że pozyskiwanie kapitału obcego jest niezwykle proste i właśnie przez to tworzy się zagrożenie do tego, że będzie się tworzyć nowa bańka. Oznacza to, że jeśli chcemy doszukiwać się baniek, to powinniśmy robić to właśnie w akcjach silnie rozwijających się - wyceny niektórych spółek są przeogromne. Więcej odnośnie trwającej przewagi spółek typu growth nad value opisałem w tym wpisie: "Czy cykl się zmieni? W które spółki inwestować?"
Mimo tego spółki silnie rozwijające się nie należy spostrzegać jako zagrożenie - tak długo jak one rosną, tak długo my inwestorzy możemy na tym zarabiać. Wiele razy podkreślałem aby wykorzystywać obecną sytuację i nie próbować prognozować jakie zmiany w przyszłości zobaczymy. Inwestując teraz korzystamy na obecnym scenariuszu inwestycyjnym, kiedy ten scenariusz zacznie się zmieniać, dopiero wtedy staramy się dostosować do nowych warunków.
Reasumując: większość drobnych inwestorów angażuje się w totalnie złe spółki i ich realny wpływ na rynek jest dużo mniejszy niż wiele osób to sugeruje. Drobni inwestorzy windują jedynie ceny małych spółek do góry, jednak te małe spółki nie mają tak dużego wpływu na indeksy, tym samym wzrosty na indeksach nie zawdzięczamy prywatnym inwestorom tylko instytucjom finansowym.
Jeśli zauważyłeś/aś, że jesteś w posiadaniu spółek najchętniej kupowanych przez prywatnych inwestorów i Twoja stopa zwrotu z inwestycji nie jest wystarczająco satysfakcjonująca, to zachęcam się dokształcić - polecić mogę swoją książkę: "Giełda, inwestycje, trading" (klikając na tytuł przejdziesz do sklepu w którym książkę możesz kupić). Również polecić mogę Tobie darmowy e-book przygotowany przez LYNX Broker (klikając na poniższy baner przejdziesz do strony, gdzie e-book możesz pobrać):
Przypomnę również o tym, że jeśli przy rejestracji powołasz się na mój blog, wpisując w miejsce kuponu "pamietnikgieldowy" otrzymasz 50$ zwrotu prowizji od transakcji:
Jeśli z kolei chcesz pójść na skróty i nie masz czasu do tego aby samemu zająć się wyszukiwaniem przyczyn odpowiedzialnych za osiągnięcia rynkowe, które może pozostawiają wiele do życzenia, to mogę zaoferować swój czas - niedawno uruchomiłem konsultacje, w których w ramach mojego doświadczenia postaram się Tobie w tym pomóc:
Panie Danielu,no ale jak by Pan wyjaśnił instynkt stadny, opisany w książce la Bona psychologia tłumu to można założyć ze kiedy się zacznie wyprzedaż modnych spółek, to wśród akcjonariuszy zacznie się pojawiać poczucie leku które zostanie tez przemieszczone na spółki preferowane przez Pana, to dobrze widać to rozchodzenie się leku po rynku w filmie big short. Pozdrawiam wszystkiego dobrego
OdpowiedzUsuńJa patrzę na liczby i widzę, że rynkami drobni inwestorzy nie ruszają. Oczywiście pewien wpływ prywatni inwestorzy na rynku pozostawiają, ale wpływ ten nie doprowadza do przewartościowania całej gospodarki. Zainteresowanie przeciętnych osób giełdą pojawia się dopiero w dojrzałej fazie hossy i z racji, że ci drobni angażują się w słabe spółki, późniejsze spadki są dla nich tym bardziej odczuwalne. Jak przyjdzie bessa to niemal każda spółka straci na wartości, jednak spółki preferowane przez prywatnych inwestorów są w tym czasie jeszcze bardziej ryzykowne.
UsuńTen artykuł powinien przeczytać trader21... wiecznie mówi o tym, że USA za drogie, a USA w tym czasie zyskało już ponad 200%. Z kolei "jego" tanie surowce szurają po dnie...
OdpowiedzUsuńIlu inwestorów/traderów tyle strategii, a surowce nie są do inwestycji długoterminowej (nigdy nie były).
UsuńBardzo dobry wpis. Moje obserwacje rynku pokrywają się z Twoimi w 100 procentach. Wiele osób mówi, że ulica nakręca wzrosty. No cóż mi się nie szczególnie chce dyskutować, uśmiecham się tylko. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń