Obecna sytuacja gospodarcza w wielu aspektach niestety przypomina lata 20 XX wieku - okres w którym gospodarki świata przeżywały swój złoty czas, by następnie w latach 30 odnotować największe załamanie w współczesnej gospodarce. Podobieństwa zaczynają się już w polityce monetarnej banków centralnych, zarówno w latach 20 jak i obecnie na rynku występuje duża nadpodaż pieniądza, obecny stan prowadzenia takiej polityki obrazuje poniższy wykres:
Warto dodać, że zarówno w latach 20 jak i w ostatnich, banki udzielają kredyty bez pokrycia co w 2008 roku spowodowało załamanie na rynku nieruchomości i kryzys finansowy. Przy tym szukając rozwiązania kryzysu centralne banki postanowiły powtórzyć politykę z lat 20 - efekt widzimy dzisiaj. Jednak utrzymywanie niskich stóp procentowych oraz "dodrukywanie" pieniędzy to niestety rozwiązanie krótkookresowe z czego też wszyscy zdają sobie sprawę... Jeszcze podczas uroczystości obchodów dziewięćdziesiątych urodzin Miltiona Friedmana w 2002 roku Ben Bernanke przyznał, że wielki kryzys lat 30 spowodował FED i drugi raz tego z pewnością nie powtórzą... no cóż zmiana sytuacji gospodarczej "zmusza" do powtórzenia błędów.
Kolejnym przerażającym podobieństwem jest silny spadek cen surowców (w tym produktów rolnych), który w dłuższym okresie znacznie zwiększa ryzyko wystąpienia deflacji (obecna walka z niską inflacją powiązana jest mnz. właśnie z spadkami w ostatnich miesiącach cen surowców). Prawie dokładnie to samo mieliśmy ok. 85 lat temu.
Niestety ostatnie (małe) bańki (2000 i 2007) zostały zażegnane dmuchając kolejną jeszcze większą bańkę - prof. Erich Streissler w „Wirtschafts Blatt” pisze: "kryzys z roku 2001 został przesunięty w czasie na skutek rozluźnienia
polityki pieniężnej i fiskalnej, a w roku 2008 wybuchł z ogromną siłą” - dodałbym, że po 2009 "przesunięty" został po raz drugi dopompowując kolejne miliardy w rynek...
Jak pokazała historia ogromne zwiększanie podaży pieniądza (jak to teraz
robią banki) to jedynie dmuchanie balona, który pęka najczęściej wraz pierwszymi obniżkami stóp procentowych (pękł po obniżce w 1929 jak i w
naszej najmłodszej historii w 2000 oraz 2007). Niestety całość
funkcjonuje tylko do
danego czasu i to co teraz się dzieje, to w dalszym ujęciu przygotowania
do reformy walutowej.
uwielbiam takie czarnowidztwo
OdpowiedzUsuńCzarnowidztwo jakoś się spełniło.
UsuńNie "czarnowidztwo" a raczej wynik działania "2+2" ;)
OdpowiedzUsuńW pełni się zgadzam, jednak najpierw powinniśmy doświadczyć krachu jeszcze większego niż w 2002 i w 2007 oraz deflacji. Następnie rozpoczęcie mega dodruku (kilka razy większy) niż w ostatnich latach, a dopiero potem reset systemu.
OdpowiedzUsuńhttp://myalterfinance.blogspot.com/2015/01/ostatnia-era-dolara-prognoza-dla-eurusd.html
A od kiedy wzrosty cen złota w takim razie? Dopiero od 2018/2020 z poziomów 500-700 USD?
UsuńJa myślę, że złoto osiągnęło juz swoje dno i w ujęciu kilku letnim wzrośnie do historycznych szczytów.
UsuńJesli bedzie deflacja, zgodnie z wielkim cyklem Kondratiewa, to zloto takze zejdzie ponizej 1000 USD/oz. Moim zdaniem slabe rece czekajacych na upadek systemu musza oddac zloto bankierom, zanim zacznie ono rosnac w cenie.
UsuńNajgorsze, że przeciętny Kowalski nawet sobie nie zdaje z tego sprawę, że wszystko co widzi za oknem powstało przez "tani pieniądz". Podobieństw do 1929 jest więcej - chociażby rentowność obligacji jak i niepokój na Ukrainie oraz niebezpieczeństwo ze strony terrorystów islamu (chociaż miejmy nadzieję, że to się nie rozgotuje). Reset systemu jest potrzebny - w ujęciu dziesięcioleci mamy hossę pokoleniową i krach oraz deflacja byłaby zdrowym czynnikiem gospodarczym. Niestety po drodze wiele gospodarstw, firm i państw będzie musiało krwawić i miejmy nadzieję, że wyjście z nadchodzącego "horroru" będzie lepsze niż te w latach 30...
OdpowiedzUsuńJednak póki co kula śnieżna się turla i należy turlać się z nią, a jak krach przyjdzie to raczej wszyscy o tym będziemy widzieć - wtedy szybko zmienić stronę i rosnąc razem ze spadkiem na rynkach.